Ach co to był za film...
Tom Hanks w doskonałej kreacji
Kapitana Phillipsa. Amerykański dramat (oparty na faktach), który
oglądałam z zapartym tchem od pierwszej do ostatniej sekundy.
Doświadczony kapitan statku Phillips
potężnym statkiem towarowym próbują dotrzeć z żywnością do
Afryki. Na Oceanie Indyjskim zostają zaatakowani przez Somalijskich
piratów, którym udaje się złapać kapitana wraz z kilkoma
oficerami. W zamian za uwolnienie ich żądają potężnego okupu. Na
ratunek porwanym wyrusza amerykańska marynarka wojenna...
To przede wszystkim film o biedzie. Nie tylko o biedzie fizycznej ale przede
wszystkim biedzie psychicznej. Film, który obnaża wszystkie ludzkie słabości, pokazuje zwierzęcą
naturę człowieka. Wyzyskiwanie naiwnie wierzących w lepsze
jutro...
Zarówno dla Phillipsa jak i dla
Somalijskich piratów to praca. Nie możemy zdecydować czy któryś
z nich jest zły. Piraci są na usługach mocodawców. To takie
odzwierciedlenie naszego życia.
Kapitan Phillips to taki dobry
człowiek. Wykonujący bez zastrzeżeń, zgodnie z zaleceniami swoją
pracę. Piraci to też dobrzy ludzie. Wykonujący bez zastrzeżeń,
zgodnie z zaleceniami swoją pracę. Zarówno jak oni i my jesteśmy na
usługach korporacji, banków, kościołów etc. etc. Nierzadko (często świadomie)
działamy na czyjąś niekorzyść aby zaspokoić swoich
przełożonych i wszystko to tylko dla odpowiedniej bonifikaty...
Czy w takim razie i my jesteśmy
piratami?
„Don't worry, Irish”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz